Odcinek 1 Wstęp
Ech-ja Johny Werdey siedzę w tym więzieniu dziesięć lat. Nigdy nie zapomnę dnia,
który skazał mnie na taki los.
To był lipcowy, letni dzień. miałem wtedy około dwudziestu pięciu lat. Przechodziłem przez Idlewood, gdy nagle podszedł do mnie członek gangu ballas i grożąc mi nożem wymuszał pieniądze. Gdy odmówiłem chciał pchnąć mnie nożem. Ja jednak zrobiłem unik w bok i zadałem mu cios w podbródek. Przeciwnik runął na ziemię i głową walnął o krawężnik.
Ten cios okazał się dla niego śmiertelnym. Pierwszy raz zabiłem człowieka.
Przyjechała policja. Zgarnęli mnie do wozu. Na przesłuchaniach i w sądzie świadkowie zeznawali, że to były porachunki gangsterskie. Woleli nie mówić prawdy bo bali się gangu Ballas.
od tamtego czasu moim domem jest cela, ale do dzisiaj. Za chwilę wyjdę z paki.
-Johny Werdey, wyłaź! Dziś jest twój szczęśliwy dzień.
-Już idę.
-Odbierzesz tylko rzeczy i na bruk!!!
Po wyjściu z więzienia ...
Wyszedłem, wreszcie wyszedłem na wolność. O czeka na mnie mój kumpel Mike.
-Siema stary.
-Siema.
-Wsiadaj na mojego PCJ 600.
-Niezły. Widzę, że dobrze ci się wiedzie.
-Taa, mam swoje sposoby na forsę.
-Podwieź mnie do El Corona tam jest mój dom. Myślę, że nie zapomniałeś?
-Raczej to był twój dom !
-Co?! jak to?!
-Teraz to w tym domu urzędują ballasi. Obrali to za miejsce do sprzedawania prochów.
-A co na to meksykanie? To przecież ich dzielnica!
-Boją się tego gangu. Meksykanie nie dali by sobie zresztą z nimi rady. Nie mają dobrej broni. Ledwo co starcza im na pistolety.
-To gdzie ja teraz będę mieszkał?
-Ze mną w Ganton.
-Dzięki.
-Spoko ty mi zawsze pomagałeś.
-masz tu 300$ i idź do tego Binco za rogiem przebrać się w jakieś modne ciuchy bo w tych łachach wiele nie zdziałasz.
Pół godziny później...
-No teraz wyglądasz świetnie.
-Jedźmy jeszcze do fryzjera.
15 minut później...
Dobra teraz jedźmy do mojego domu.
Następnego dnia...
-Johny wstawaj!
-Co jest?
-Mam cynk, że w tej melinie, yyy to znaczy w twoim starym domu ballasi mają sporo prochów.
-I co z tego?
-Rozwalimy im to i zbierzemy prochy.
-Oszalałeś?! oni nas znajdę i zabiją.
-Tu rządzi Carl Johson i jego ziomali jest tu pełno więć nic nam nie zrobią. On ma z nimi porachunki i zafundował nam broń. Szybko wstawaj i się ubierz bo musimy już jechać!
10 minut później w samochodzie...
-Johny bierz uzi.
-przygotować się jesteśmy na miejscu!
-Johny ubezpieczaj nas!
Po chwili padły strzały. Ktoś z wrogiego gangu wybiegł z bronią.
-Strzelaj!!! - padły słowa
Po jednej serii z uzi padł nieżywy.
-Szybko!!! pomóż nam pakować towar do samochodu!!!
Oprócz prochów znaleźliśmy tam również nielegalną broń.
-Dobra załadowane.
-Johny łap teraz spray i wymaluj na ścianach OGF.
5 minut później...
-Dobra zwijamy się stąd tylko wrzucę granat.
BOOOM!!!
-Jedziemy!!!
-No nie ballasi za nami!!!
-Walić w nich!
Padły strzały.
Słychać było tylko wystrzały i odgłos opadających łusek z naboi. Celnie trafiałem w opony przez co ciężej było im nas dogonić. Wreszcie Ballasi wyskoczyli z samochodu a on sam wybuchnął. Zajechaliśmy spokojnie do garażu Mikela. Ziomale z OGF wzięli dla CJ prochy i broń a nam dali od CJ 5 000 $
-Świetna robota Johny. Teraz lepiej chodźmy spać bo jutro znowu czeka nas jakaś robota.
CDN.