|
|
Gość
Rejestruj |
|
|
|
|
- Mam nadzieję, że mnie pan nie zawiedzie, panie Carter.
- Postaram się...
Spojrzał na mnie nieco podirytowany. Od razu załapałem, o co chodzi:
- To znaczy, oczywiście panie Forelli. Na pewno nie zawiodę.
Następnego dnia
Pierwsza, od jakiegoś czasu noc poza więziennymi murami, upłynęła całkiem spokojnie. Praca egzekutora długów jakoś nie specjalnie napawała mnie radością i wydawała mi się nieco mało ambitna, ale w sumie lepsze to niż nic. W środę, nadeszła pora na zadanie numer jeden. Tym razem, zapewne dlatego, że nigdy wcześniej nie pracowałem w takim charakterze, otrzymałem do pomocy kompana – Chrisa, znanego z tym środowisku również jako "Pepper". Miał mi powiedzieć co i jak, a następnie udać się na akcję jako osoba towarzysząca.
Spotkaliśmy się przy schodach do bistra. Dał mi kluczyki i powiedział, żebym podstawił wózek, a on zaraz dojdzie. Tak też zrobiłem. Po dwóch minutach Chris wyszedł z zaplecza z dwoma bejsbolami. Otworzył bagażnik naszej Kurumy i wrzucił je do środka. Następnie zasiadł obok mnie, na siedzeniu pasażera i podał "klamkę".
- Wiesz jak się tego używa?
- Pytasz, a wiesz...
- Ale dzisiaj to jedynie w ostateczności. Pamiętaj, że jedziemy tylko odebrać kasę.
Przytaknąłem i ruszyliśmy. Celem wyprawy okazał się być mały warzywniak przy granicy z Chinatown. Wysiedliśmy i udaliśmy się na tył wozu. Mój napakowany towarzysz wyciągnął z bagażnika kijaszki i weszliśmy do sklepu. Akurat w środku nie było klientów, tym lepiej – ofiar będzie mniej ;) Spostrzegłszy, że właściciela nie ma za ladą, poszliśmy na zaplecze. Staruszek stał tyłem do nas. Nagle zauważył, że nie jest sam i gwałtownie, ze strachem w oczach odwrócił się.
- A... to pan – zwrócił się do Chrisa, łapiąc oddech - Przestraszyliście mnie.
- Nie gadaj tyle dziadek, tylko dawaj kasę. Już drugi tydzień mija, szef się niecierpliwi. Tak ciężko postarać się o półtora tysiaka?
- To trochę dużo...
- Słuchaj starcze! Jak nie masz kasy, to ochrony też nie ma. Więc jak? Decyduj się: masz czy nie?
- Nie mam... ale za tydzień już na pewno...
- Za tydzień to skończysz jak ta buda. Chodź Matt – powiedział do mnie – lekcja pierwsza.
Wyszliśmy z zaplecza. Pepper przystanął, zamachnął się i jednym uderzeniem rozwalił półkę z częścią warzyw. Był na prawdę "ostry". Wytrzeszczyłem oczy. Wymownie spojrzał na mnie i już wiedziałem, że teraz moja kolej. Właściciel wyleciał za nami i coś tam krzyczał, żebyśmy tego nie robili i inne takie... Nie chciałem za bardzo niszczyć mu interesu, ale cóż... życie. Christopher jeszcze raz rzucił mi ponaglające spojrzenie. Zebrałem się w sobie, upatrzyłem rząd ananasów po prawej i zmiażdżyłem je moją nową zabawką. Obaj się rozkręciliśmy, nie zważając na błagalne okrzyki właściciela. Po kilkudziesięciu sekundach, mały sklepik wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Wytarliśmy kije o zasłonę kryjącą wyjście i już mieliśmy opuścić sklepik, kiedy Chrisowi coś się przypomniało. Odwrócił się:
- Za trzy dni mój kumpel tu wróci. Spróbuj nie mieć kasy dziadku, a skończysz jak... ten twój zasrany biznes. Albo gorzej. Idziemy Carter...
CDN
|
podoba mi się :).. Ciekawa ta robota :P. nie będę tym razem komentował tych komentaarzy poniżej ;p
|
......... i bardzo dobrze...
|
Odcinek bardzo fajny, najlepsze zakończenie : )
|
Pepper :D bd zakończenie ogólnie good
|
cóż mogę powiedzieć.... jak zwykle bdb zakończnie... szkoda mi Tylko troche tego dziadka...
|
Wybierz stronę: 1 2
|
Obecnie serwis przegląda 71 gości oraz 0 z 6677 zarejestrowanych użytkowników Razem: 71 · Najwięcej (7125): 07.06.2015 ·
Ostatnio przyjęty: dablon
|
STATYSTYKI »
|
|
|
|