300% normy? Skąd pomysł na taki a nie inny tytuł wątku? O co tu chodzi?
Za chwilę wszystko będzie jasne ale najpierw kilka słów wstępu.
Piszę na forum ponieważ liczę na odzew z Waszej strony, kto wie, może wyjdzie z tego felietonu(?) jakaś większa dyskusja? Nie wiem. Nawet jeśli nie będzie żadnego zainteresowania to przynajmniej zaspokoję swoją potrzebę napisania tego tekstu i przy okazji częściowo zrekompensuję swoją niską aktywność na GTG :)
Do rzeczy. Chciałbym pochwalić się Wam moim sukcesem i opowiedzieć o przygodach, które napotkały mnie na drodze do jego osiągnięcia. Mianowicie pierwszy raz w historii mojego gamingu udało mi się ukończyć GTA na 100%, w tym przypadku Vice City. Pewnie większość z Was już pomyślała "eee tam, chłopie, ja tego dokonałem 15 lat temu - prościzna". Dla hardkorowego gracza przejście gry na 100% to pestka. Ja jednak hardkorem nie jestem, nie wspinam się po kablach od Internetu, nie pracuję w Hollywoodzie i nie mam czterech certyfikatów ale żeby nie było zbyt łatwo i sielankowo wybrałem do tego wyzwania (podobno) najtrudniejszą wersję gry czyli tę na PlayStation 2.
Teraz wytłumaczę dlaczego w tytule wątku jest 300 a nie 100% normy. Otóż moim zdaniem aby ukończyć grę w tej wersji trzeba dać z siebie nie 100, nie 200 a 300%. Ten kto grał - ten wie. Kto nie grał - zachęcam do dalszego czytania moich wypocin. GTA Vice City na PS2 to pierwsze czyli najstarsze wydanie tej gry a co za tym idzie - nie ma tu poprawek i rozwiązań z późniejszych edycji dzięki, którym gra stała się prostsza i bardziej grywalna.
Sterowanie DualShockiem 2 w VC jest toporne, zwłaszcza dla pecetowców, którzy wcześniej (tak jak ja) operowali głównie myszką i klawiaturą. Wiadomo, jak ze wszystkim - po czasie da się przyzwyczaić i sterowanie nie sprawia już takiego kłopotu. No chyba, że mówimy o sekwencjach strzelanych, w których występuje celowanie ręczne (analogiem)... Matko Boska! Tego nie da się wyćwiczyć, uwierzcie mi! W życiu nie doliczyłbym się ilości podejść do misji Phnom Penh '86 czy zadania na strzelnicy w Ammu-Nation (Downtown) gdzie musimy zdobyć minimum 40 punktów (czyli około 90% hit rate) strzelając do ruchomych celów by odblokować szybkie przeładowywanie broni potrzebne do 100% gry. Takich sekwencji w grze nie ma wielu jednak potrafią skutecznie zniechęcić do dalszego grania... ale nie mnie! :D
Czas na kilka słów o płynności gry. Zaraz? Jakiej płynności? Przecież jej tu nie ma! Nie wiem czy to problem z moim egzemplarzem PlayStation 2, płytą DVD z grą czy archaiczną już technologią i przyzwyczajeniem do 60 FPS w obecnych czasach ale gra potrafi klatkować... i to przez duże K. Nie jest niegrywalna ale im więcej dzieje się na ekranie tym gorzej. To samo tyczy się rysowania obiektów w tle - tu tak naprawdę tła nie ma bo konsola ledwo daje radę wyrenderować to co znajduje się przed nami w odległości 100-200m. To również dawało mi w kość w niektórych misjach i zadaniach pobocznych.
Oprócz przestarzałej technologii jest jeszcze coś takiego jak czynnik ludzki, który wcale nie ułatwia gry. Są takie momenty kiedy najmniejszy błąd potrafi kosztować człowieka sporo czasu i nerwów. Coś o tym wiem zwłaszcza, że wykonując misję ratownika medycznego udało mi się rozjechać ostatniego pacjenta na poziomie 12 oraz nie udało mi się ugasić w wyznaczonym czasie ostatniego płonącego człowieka w misji strażaka również na ostatnim poziomie co poskutkowało powtarzaniem obu zadań od początku. Wrrr... Design gry w niektórych przypadkach też pozostawia wiele do życzenia np. nie mogę zrozumieć dlaczego deweloperzy zdecydowali się nie zaimplementować automatycznego celowania w broniach takich jak minigun, Kruger, M4? Przez taki zabieg ów bronie są prawie bezużyteczne.
Żeby nie było, że tylko pastwię się nad tą grą i w kółko marudzę to powiem coś pozytywnego.Vice City w wersji na PS2 ma swój własny unikatowy klimat, który wygrywa wszystko. Serio! Aż chciałoby się zacytować klasyka - "Te kocie ruchy, te gesty rękami..." ale w tym przypadku chodzi o atmosferę, żywsze kolory, swego rodzaju filtr nałożony na obraz, który sprawia, że ten dinozaur mimo problemów z doczytywaniem obiektów i tekstur - jest piękny. Szkoda, że Rockstar zrezygnował z tego efektu w późniejszych wydaniach. Dodatkowym atutem ogrywanej przeze mnie wersji jest obecność broni w postaci gazu łzawiącego(?), której nie znalazłem na pececie. Miłym zaskoczeniem jest również przełączenie w tryb widoku z pierwszej osoby podczas poruszania prawym analogiem. Są tu dostępne też wszystkie utwory muzyczne (oczywista oczywistość), nie to co w wykastrowanej Steamowej lub Androidowej wersji.
Te pozytywne smaczki umilały mi ciężką drogę do ukończenia wyzwania. Bywały chwile kiedy naprawdę chciałem rzucić padem o podłogę i dać sobie spokój ale wiecie co? Podjąłbym się tego zadania jeszcze raz a wiecie dlaczego? Bo lubię czuć satysfakcję wynikającą z sukcesu. Ktoś może powiedzieć - zmarnowałeś tyle czasu na taką głupotę, mogłeś ściągnąć save 100%. Wtedy ja odpowiem - właśnie biorę się za San Andreas na PS2 na 100% :D