|
|
Gość
Rejestruj |
|
|
|
|
Nieznajomy zsunął nieco okulary zasłaniające jego oczy, nastąpiła krótka wymiana spojrzeń i... zaczęło się:
- To ty... jesteś Carter, hmm?
- Kogo innego pewnie by tu nie przyprowadzili – odrzekłem – Tak, to ja. Ktokolwiek cię przysłał, trochę się spóźnił. Adwokat już mi nie pomoże, siedzę...
- Zamknij się – przerwał mi bezczelnie – możemy załatwić ci zwolnienie, ale to będzie przysługa za przysługę...
- "Możemy"?
- Cicho siedź, Pan Forelli słyszał co nieco o tobie i sądzi, że możesz się jeszcze do czegoś przydać. Jeśli jesteś zainteresowany opuszczeniem tych gościnnych murów i szukasz pracy to masz ku temu najlepszą okazję...
- Hmm... Interesująca propozycja. Chętnie bym skorzystał...
- Dobra, jutro załatwimy zwolnienie, wyjdziesz pewnie we wtorek. Kiedy już cię wypuszczą, złap taksówkę i jedź na Atlantic Quays. Tam będzie czekała ciemna Kuruma, wsiądziesz a dalej już chłopaki zawiozą cię na miejsce. Tylko nie cwaniacz tak jak tutaj, bo oni nie będą się z tobą pieścili. Żegnam.
Momentalnie wstał z krzesła i opuścił pokój. Od razu poprawił mi się nastrój. Wróciłem do celi i do wieczora rozmyślałem, co ten cały Forelli może ode mnie chcieć. Nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy, jednak przypuszczałem, że robota nie będzie prosta i z pewnością nie zawsze zgodna z prawem.
Cztery dni później
Taa... Nareszcie na wolności. Niby tylko tydzień za kratami, a człowiek znów docenia wartość swobodnego poruszania się po ulicy :) Tak jak było to umówione, zatrzymałem pierwszą lepszą taksówkę i poleciłem kierowcy obrać kurs na Atlantic Quays. W sumie dobre miejsce na przesiadkę do wozu Forellich; nabrzeże oddalone od centrum, nikt nie zwróci uwagi. Po kilku minutach spokojnej jazdy, taksówka osiągnęła cel. Zapłaciłem tym, co zostało mi sprzed zatrzymania (ledwo wystarczyło) i wysiadłem. Rozejrzałem się po okolicy. Poczułem powiew świeżego powietrza znad morza. Tuż za pobliską halą, stał ciemny, szary wóz. Domyśliłem się, że to zapowiadany komitet powitalny, więc ruszyłem w tamtą stronę. Gdy dotarłem do samochodu przystanąłem obok drzwi kierowcy, szyba się uchyliła i facet siedzący za kierownicą wskazał mi skinieniem głowy siedzenie za nim. Otworzyłem tylnie drzwi i zasiadłem wygodnie. Odjechaliśmy z piskiem opon. Wewnątrz znajdowały się trzy osoby. Akurat jedno wolne miejsce było dla mnie. Współtowarzysze podróży nie byli zbytnio rozmowni, siedzieli z kamiennymi twarzami zapatrzeni przed siebie. Nawet nie próbowałem zagadać, bo mogłoby to poskutkować różnymi niepożądanymi sytuacjami.
Wreszcie nasz samochód zatrzymał się. Staliśmy na podjeździe, przed jakimś budynkiem. Chłopaki wysiedli, ja miałem zostać w wozie. Po chwili również moje drzwi otworzyły się i umożliwiono mi wyjście z wozu. Mym oczom ukazało się dobrze znane bistro w Saint Mark's – ulubiony lokal rodziny Forelli. Schodami udaliśmy się do wejścia. W środku zostałem obmacany, a gdy ochrona uznała że nie mam broni, zostałem dopuszczony na zaplecze. Tam już czekał na mnie szef...
- Matt! Jednak udało się. Zawsze wierzyłem w siłę nacisku moich prawników – po chwili ciszy kontynuował – Rozumiem, że jesteś zainteresowany współpracą z naszą rodziną. Mam, więc dla ciebie propozycję nie do odrzucenia...
CDN |
wciąąąąąągaaaaa :).. no nie zasnę dzis .a tak po za tym to nie widzę komentarza williego :)..
|
ciekawe co to za propozycja
|
to co napisali poprzednicy
|
niezłe... trzyma w napięciu... kończy się w najciekawszym momencie, co 'zmusza' czytelnika do przeczytania następnej części... gratz!
|
Wybierz stronę: 1
|
Obecnie serwis przegląda 112 gości oraz 0 z 6677 zarejestrowanych użytkowników Razem: 112 · Najwięcej (7125): 07.06.2015 ·
Ostatnio przyjęty: dablon
|
STATYSTYKI »
|
|
|
|