29 kwietnia - czekałeś na ten dzień, oj, czekałeś już od czasu pierwszego zwiastuna, mój Czytelniku. Każda nowinka, każdy nowy obrazek elektryzował tysiące graczy na całym świecie, a dyskusjom toczonym o nowej części GTA nie było końca. To gra, która już przed premierą stała się legendą. Czy Grand Theft Auto IV jest takim samym objawieniem jak jego trzecia część? Czy dorównało starszemu rodzeństwu?
Welcome to America...
Nie będę was trzymał w napięciu i od razu napiszę co działo się po włożeniu płytki do napędu konsoli oraz krótkiej, trwającej kilka minut instalacji. Pierwszy kontakt z bohaterem ma miejsce podczas klimatycznego, cut-scenkowego wstępu. Naszym hero zostaje Niko Bellic, Serb, który przybywa do Ameryki w nadziei na lepsze życie. W realizacji tego pięknego, amerykańskiego snu, ma mu pomóc kuzyn, Roman, który do Stanów wyemigrował kilka lat wcześniej. Do wyjazdu do świata fast-foodów nakłoniły Niko listy, które Roman słał chwaląc się zdobytą fortuną, luksusową rezydencją, garażem zapchanym sportowymi wozami i sypialnią pełną pięknych kobiet z wielkimi... oczętami. Cóż, jak się szybko okazuje te wszystkie wspaniałości były jedynie tworem wybujałej wyobraźni naszego krewniaka. Ba! Mało tego, nasz kochany kuzyn jest winny sporo pieniędzy ludziom, z którymi raczej nikt nie chciałby zawrzeć bliższej znajomości. Na szczęście Niko jak dobry samarytanin postanawia pomóc Romanowi wyjść z kryzysu, mieszając się w przestępczy światek, w którym zaufać można tylko sobie, gdzie liczy się władza, a przyjaciel w ciągu jednej chwili może stać się wrogiem. Nie zdradzając reszty dodam, że fabuła nowego Grand Theft Auto momentalnie mną zawładnęła. Gościom z Rockstar udało się stworzyć najbardziej wciągającą, wiarygodną, wypełnioną po brzegi czarnym humorem, miłością, zdradą i trudnymi wyborami pomiędzy przyjaźnią, a pieniędzmi, historię. Nie sposób nie polubić Niko, który nie gra tu tylko chłopca na posyłki, ale przedstawia swoje warunki i nie boi się wyrazić negatywnie o najważniejszych ludziach w mieście. Nasz bohater naprawdę ma jaja. Oprócz głównej postaci, także i drugi plan ma się czym poszczycić. Weźmy chociażby wiecznie podjaranego rastamana Little Jacoba, czy naszprycowanego chilijskimi sterydami Bruciego. Takich charakterystycznych osobowości w grze jest od groma, ale wymieniając ich wszystkich popsułbym Wam tylko całą zabawę. Dodatkowo autorzy postanowili dać nam szansę z niektórymi się zaprzyjaźnić, dzięki temu od czasu do czasu możemy zrobić sobie z nimi wspólny wypad do restauracji, gdzieś na piwo (genialny efekt stanu upojenia alkoholowego), do klubu ze striptizem, czy gdziekolwiek indziej.
To moje miasto, a w nim...
Rozpisałem się na temat fabuły, słowem nie wspominając o drugim ogromnym walorze gry, którym niewątpliwie jest miasto. Liberty City jest wielką aglomeracją miejską podzieloną na pięć dzielnic, z których każda ma swoją unikalną architekturę i charakter. Samo Liberty City prezentuje się świetnie, choć pierwsze dwie dzielnice nie sprawią, że zatrzymasz się na chwilę by podziwiać widoki. Owszem, jest miło i ładnie, lecz bez większego polotu - ot typowe biedne przedmieście. Zdanie zmienisz po wjechaniu na most, który prowadzi do Alqonquin. Mnie samemu szczęka opadła, z łoskotem uderzając o podłogę. Widząc panoramę potężnego centrum, powoli wyłaniających się wieżowców obłożonych ogromnymi reklamami, przepełnionymi blaskiem neonów, zaniemówiłem. Naprawdę poczułem się malutki wśród tych pięknych budynków, a jazda samochodem przez ruchliwe, skąpane w mroku nocy miasto jest niezapomnianym przeżyciem, które na wieki będzie wyznaczało standardy estetyki w grach. Samo poruszanie się piechotą sprawia ogromną frajdę, gdyż napotkani przechodnie zachowują się jak prawdziwi ludzie. Jedni czytają gazety, inni rozmawiają przez komórkę, a jeszcze inni uciekają przed wkurzonym policjantem.
Czas na nowe (atr)akcje
Jak wygląda gameplay? Otóż gra się fenomenalnie. Grand Theft Auto IV zaskakuje nas pozytywnie już od pierwszego uruchomienia. Samochody zachowują się bardziej realistycznie niż w poprzednich częściach, choć czasami stłuczki wyglądają komicznie. Mamy do dyspozycji wszelkiego rodzaju pojazdy, od zwykłych samochodów, po motorówki, a na helikopterach kończąc. Możemy też sobie popływać, a do pełni szczęścia przydałby się spadochron, którego niestety w czwartej odsłonie zabrakło. Nowością jest system krycia i autocelowania. Ten pierwszy służy do ukrywania się za różnymi elementami przed ostrzałem, a następnie posłania kilka celnych strzałów w kierunku wroga. Drugi natomiast, po mocniejszym wciśnięciu przycisku, automatycznie namierza wroga. Obie nowinki sprawują się prawie bezbłędnie. Prawie? Już tłumaczę. System krycia ma czasami problemy z wykryciem, do której ściany chcielibyśmy się "przytulić", co czasami może nas kosztować spory ubytek na pasku życia. Brakuje też regulacji auto-namierzania celu, gdyż po zabiciu jednego przeciwnika Niko ma problemy z wzięciem na muszkę następnego. Strzelanie w czasie jazdy jest nadal niedopracowane, auto-lock byłby sporym ułatwieniem dla graczy, a tak trzeba się męczyć z lawirowaniem między samochodami i celowaniem z broni co czasami strasznie irytuje. Bardzo miłym zaskoczeniem, a zarazem ułatwieniem, jest możliwość wykorzystania czujnika ruchów w padzie. Możemy ustawić sobie, że poruszając padem w lewo bądź prawo skręcamy pojazdem, lub dźwigając pada ku górze przeładowujemy broń. Kolejną nowością są kawiarenki internetowe, dzięki którym możemy umówić się na spotkania czy odpowiadać na pocztę elektroniczną. Czaicie? Postacie z gry piszą do nas listy z prośbą o pomoc, dobrą radą czy innym razem z ofertą pracy. Niewątpliwym ułatwieniem w podróżowaniu jest możliwość zawołania taksówki. Dzięki temu, jeśli nie mamy ochoty, nie musimy się wlec po całym mieście by dojechać do celu. Niko nosi w kieszeni również komórkę, która pozwala na odbieranie SMSów, robienie zdjęć, rozmowy ze znajomymi (np. w celu umówienia się na spotkanie/randkę, o czym pisałem już wcześniej) lub przejście do trybu wieloosobowego, potocznie zwanego multiplayerem. Wreszcie doczekaliśmy się pełnej, szesnastoosobowej rozgrywki w sieci umożliwiającej wspólne szaleństwa ze znajomymi na ulicach Liberty City. Już tzw. party mode wystarcza, ale Rockstar nie byłby sobą gdyby nie zaskoczył nas czymś jeszcze. Mamy do wyboru piętnaście trybów zabawy, od wyścigów samochodami, przez zabawę w policjantów i złodziei, aż po deathmatch czy jego grupową odmianę. Widząc wyniki sprzedaży GTA nie mamy co się martwić o chętnych do gry.
Więc chodź pomaluj mój świat...
Jak się prezentuje dzieło Rockstar od strony audiowizualnej? Graficznie wygląda okazale, miasto jest pełne detali, tak samo jak postacie, które mamy okazję oglądać z bliska w cut-scenkach. Sama animacja czy fizyka sprawdza się bezbłędnie (odpowiedzialny za nią silnik Euphoria robi swoje). Nie raz pojawi się uśmiech na twarzy, gdy celnym strzałem zdejmiemy gościa stojącego na balkonie, a ten spadając, ostatnimi siłami będzie próbował złapać się barierek. Zniszczenia samochodów są naprawdę efektowne (odpadają im różne części) i widoczne jest nawet najmniejsze zadrapanie, brud, czy ślady po kulach. Mamy pełną interakcję, możemy niszczyć niektóre rzeczy. Musimy też uważać na przejeżdżające samochody, które czasami mogą nas nawet poturbować, gdy pewni siebie wejdziemy na ulicę. Sama animacja jest płynna, bardzo rzadko pojawiają się jakiekolwiek zwolnienia czy przycięcia.
Za to sfera audio jest oszałamiająca. Głosy są dobrane idealnie do klimatu, a słowiański akcent jest naprawdę miły dla ucha. Jak w każdej części serii, mamy możliwość posłuchania jednej z wielu stacji radiowej w czasie podróży. Wszystkie przepełnione są dobrą muzyką i wyrafinowanym humorem. We własnym mieszkaniu możemy pooglądać telewizję, która sarkastycznie naśmiewa się z ikon popkultury (mi przypadła do gustu kreskówka parodiująca Halo). Ścieżka audio jest tak zróżnicowana, że na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. W grze możemy napotkać również kilka polskich akcentów, warto poszukać.
Nikt nie jest doskonały
Czy gra, nad którą pracował tak ogromny sztab ludzi, gra która zgarnia same dziesiątki może mieć jakieś niedoskonałości? Niestety. Czasami słabo działający systemu krycia, czy autocelowania może irytować. Sama gra po kilku godzinach razi niskim poziomem innowacyjności. Miało być trzęsienie ziemi, a dostajemy stare, dobre GTA w nowej szacie graficznej i kilkoma dodatkami oraz usprawnieniami. Misje powielają schematy, przeważnie wszystko mieliśmy już w poprzednich częściach - pościgi, strzelaniny, ucieczki przed policją, zabawy w snajpera, kilka misji helikopterem i obowiązkowa jazda nafaszerowaną ładunkami wybuchowymi ciężarówką. Nie jest to jakaś ogromna wada, po prostu brakuje takiego mocnego powiewu świeżego powietrza, bo to co tutaj wieje (porwanie, możliwość robienia zdjęć komórką, itp.) to bardziej delikatny zefirek, niż potężny tajfun zmian. Liczne cięcia w stosunku do San Andreas na pewno nie jednego gracza zabolą. Nie ma sensu zbierania kasy, skoro nie ma na co jej wydać. Sklepów czy restauracji w grze jest jak na lekarstwo, a z niektórych atrakcji możemy korzystać tylko będąc na randkach czy spotkaniach ze znajomymi. Pozostając przy spotkaniach - fajnie, że możemy wyjść gdzieś z naszymi znajomymi, jednak o ile na początku sprawia to wielką frajdę, o tyle później przeradza się w przykry obowiązek. Brakuje czegoś co by zmotywowało do zabawy w trybie dla jednego gracza, po zaliczeniu głównego wątku fabularnego.
Hasta la Vista Niko Bellic
To, że Grand Theft Auto IV jest początkiem nowej trylogii i wyznacznikiem standardów, to pewne. Spoglądając na liczbę sprzedanych kopii nie mam wątpliwości, że pojawią się kolejne części w stylu Vice City czy San Andreas. Rockstar nie mając zbyt wiele czasu na całkowitą zmianę, postanowiło odświeżyć starą, sprawdzoną formułę, co nie wyszło grze na gorsze - wręcz przeciwnie, udało im się stworzyć genialną grę z wciągającą fabułą i przezabawnym klimatem. Jest to tytuł, który po włączeniu pozbawi Was kilkanastu godzin z życia. Jeden z największych faworytów do miana gry roku. IV miażdży swoim wykonaniem i ogromem prac jaki został włożony w jej maksymalne dopracowanie. Dla fanów (w tym i dla mnie) jest to część, której nie przebiją żadne inne gry z gatunku. Dlatego też wystawiam najwyższą ocenę. Respekt Rockstar.
10/10 |