sdr
|
napisany: 26.06.2016 15:32
|
|
szew
dołączył: 02.02.2004
posty: 1701
rp: 90261
|
W cyklu "Deep Thread" poruszamy sprawy niemoralne nienormalne nie-tak-oczywiste kiedy myślimy o Grand Theft Auto jako temacie do dyskusji. Chciałbym zawrzeć tutaj nieco publicystyki, której na GTAthegame ostatnimi czasy brakuje, a jednocześnie ożywić forum dając nam wszystkim (mam taką nadzieję) dobry pretekst do wymiany poglądów.
Grand Theft Auto od samego początku jest serią gier nastawioną raczej na dostarczanie rozrywki aniżeli tematów do głębokich przemyśleń. W końcu gry to przede wszystkim rozrywka. Oczywiście, jak każda inna forma rozrywki, gry również mogą nieść jakieś przesłanie, naukę. Chyba jednak zgodzimy się, że uruchamiamy je głównie po to, aby oderwać się od rzeczywistości, odpocząć... a może wręcz przeciwnie? I właśnie o to chodziło twórcom pierwszej części GTA. Pozwolić nam wejść do wirtualnego świata i radośnie siać zamęt.
Dwuwymiarowe części GTA praktycznie nie oferowały graczowi żadnej historii, która w jakikolwiek sposób usprawiedliwiałaby to co wyprawia się na ekranie. Naszym celem było jedynie zdobywanie kolejnych szczebli przestępczej drabiny wszelkimi możliwymi sposobami. Dopiero z wejściem oprawy wizualnej serii w trzeci wymiar coś zaczęło się w tym względzie zmieniać.
W Grand Theft Auto III ewidentnie tło fabularne się pojawiło. Wykonując kolejne zadania mogliśmy obserwować jak Claude z "płotki" przeradza się w znaczącego gracza półświatka Liberty City, co pozwala mu w końcu dotrzeć do Cataliny i zemścić się. Zemsta jest jednym z motywów często wykorzystywanych w kulturze i sztuce. Można powiedzieć, że twórcy obierając tę drogę popadli z jednej skrajności w drugą. To wrażenie potęguje oprawa audiowizualna gry. Miasto jest ponure, z głośników sączy się muzyka różnych gatunków, również klasyka. Trójwymiarowa grafika też robi swoje. Przedstawiony świat jest o wiele bardziej realistyczny. Fani oszaleli.
Po słonecznych Vice City i San Andreas przyszła pora na powrót do Liberty. Grając w GTA IV można odnieść wrażenie deja vu. Znowu postawiono na stonowaną paletę barw, nowy silnik graficzny i realistyczną fizykę. Fabuła? Jak najbardziej. Stara dobra zemsta, choć tym razem ubrana w dres z importu. Twórcy opowiadają nam historię zdradzonego na wojnie Niko, próbującego w Ameryce pomścić swoich towarzyszy broni. Powaga: poziom 100.
Wygląda na to, że decydenci z Rockstar obrali sobie wirtualny odpowiednik Nowego Jorku za dobrą miejscówkę na scenariusz dramatyczny. Świadczą o tym również pozostałe części serii, których akcję osadzono w Liberty City: GTA Advance, Liberty City Stories, Chinatown Wars. W przypadku Grand Theft Auto IV było chyba już za gęsto. Opinie graczy to jedno, ale nawet sami twórcy najwyraźniej uznali, że seria za bardzo oddaliła się od swoich pierwotnych założeń i w GTA V rozluźnili atmosferę.
Jednak Liberty City to nie jedyna miejscówka nadająca się do opowiedzenia poważniejszej historii. Weźmy takie Vice City w Vice City Stories. Jest to jedna z nielicznych części serii, której główny bohater nie ma za sobą znaczącej kryminalnej przeszłości. Victor Vance jest prostym żołnierzem, odpowiedzialnym człowiekiem, zmagającym się z problemami rodzinnymi. I właśnie ta dobroduszność wciąga go w wir wydarzeń, przez które wkracza na drogę występku.
Poza miejscem akcji gry można też zastanowić się nad czasem, w którym została ona osadzona. Twórcy Grand Theft Auto niejednokrotnie przenosili nas w przeszłość i kondensowali w grze klimat danego okresu, uwypuklając jego najbardziej charakterystyczne cechy. O ile wielu graczom takie przerysowanie jak najbardziej odpowiada, tak niezbyt korzystnie odbija się ono na realizmie, a co za tym idzie nie sprzyja opowiadaniu dojrzalszych historii.
Zdaje się, że w GTA pokazano nam już wszystko co było ciekawe w amerykańskiej kulturze końca XX wieku. Począwszy od Grand Theft Auto IV akcja gry osadzana jest już wyłącznie w czasach współczesnych i w najbliższych latach nie zanosi się na żadne zmiany w tym względzie. Problemy obecnych czasów są nam bliższe, lepiej je rozumiemy, a i nierzadko łatwiej się nam z nimi identyfikować. Taka sytuacja powinna tylko pomóc scenarzystom we wplataniu w fabułę kolejnych części bardziej poważnych historii. Tylko czy umiarkowanie entuzjastyczny odbiór przygód Niko nie skłoni ich do pójścia w przeciwnym kierunku?
Jak się Wam podoba historia opowiedziana w GTA V? Jak wypada na tle "czwórki"? Wolicie kiedy bohaterowie gry przeżywają bardziej zwariowane przygody, czy kiedy gra porusza odważniejsze tematy? A może twórcy powinni szukać złotego środka, gdzieś pomiędzy skrajnościami?
____________________
sdr
|
^ do góry ^
|
|
GeeWhiz
|
napisany: 27.06.2016 03:10
|
|
soulja
dołączył: 08.03.2012
posty: 44
rp: 8651 skąd: Toruń
|
Od samego początku jako gracz skłaniam się w stronę tych starszych odsłon serii. Fabuła może i niezbyt skomplikowana, do przewidzenia, z niewielkimi zmianami w ciągłości - kilka niedomówień, zwrotów akcji, na które mogli sobie pozwolić twórcy.
Nie rozumiem jednak fragmentu, jakoby w tych starszych odsłonach, np. Vice City, uwypuklając lata 80-te, twórcy nadto odbiegali od realizmu? Nie miałem okazji niestety, żyć w tym okresie, ale generalnie, były to zupełnie inne, chyba bardziej zwariowane czasy i niekoniecznie, twórcy pozwolili sobie na "wolną amerykankę" w temacie. Czasy, w których jakieś 70-80 % amerykańskiego społeczeństwa zażywało heroinę/kokainę, kwitła przestępczość zorganizowana, a na parkietach królowało disco czy funk - znacznie różniły się od obecnych i zapewne z perspektywy tamtej społeczności, traktowano je, jako coś normalnego.
To nie wszystko. Warto przy okazji prześledzić, znaczy obejrzeć :), produkcje filmowe/serialowe z tamtego okresu. Tutaj przyznam szczerze sam jestem w szoku, bo dopiero po kilku latach uświadomiłem sobie, że w latach 80-tych i 90-tych chociażby, powstało trochę filmów, które przebijają tarantinowskie spojrzenie, a których twórców stać było na tak skrajne mieszanie emocji. I nie mówię tu wcale o znanych kultowych produkcjach, a raczej właśnie nieco mniej znanych, za wyjątkiem niegdyś zawziętych kolekcjonerów VHS'ów. Roiło się od wulgaryzmów, scen przepełnionych zbrodnią/masakrą i seksem, a zaraz obok wplatane były prawdziwe uczucia - pokroju miłości czy altruizmu.
Odnoszę wrażenie, chociaż zapewne to nic nowego, że starsze odsłony właśnie często chętnie recypowały z filmów, seriali czy książek. GTA IV, jakby zamyka ten okres i wyprowadza serię na szerokie wody, niejako kończąc z nadmierną eksploatacją przeszłości, a także i kultury masowej. Zgadzam się, że była to bardzo poważna odsłona, w niewielkim stopniu okraszona humorem, w związku z czym mimo całkiem przyzwoitej warstwie fabularnej - chociaż niepotrzebnie zbyt chaotyczniej, nie wracam to tej części tak chętnie, jak do pozostałych. Zaś, co do samego "przejścia" do teraźniejszości - krótko mówiąc, uważam, że żyjemy w bardzo nudnych czasach, co spowodowane jest
poniekąd naszym zamknięciem w wygodnej, wirtualnej rzeczywistości. Co więcej, coraz rzadziej sięgamy po literaturę, ba chyba nawet filmy, przez co coraz trudniej znaleźć jest podatny grunt, z którego twórcy mogliby skorzystać. No, ale to raczej na dłuższą rozmowę.
Na koniec dodam jeszcze ze swojej strony - ciekawy argument, jaki usłyszałem kiedyś, a broniący twórców - co prawda nie gier, a muzyki lat 80-tych, którzy czasem pozwalali sobie odejść od realizmu i problemów "dnia codziennego" w swoich tekstach, a koncentrowali się na błahostkach, organizując proste, a zdaniem niektórych prostackie teksty. Na pytanie dlaczego tak postępowali, zasugerowali odpowiedź, że przecież "...skoro życie jest tak skomplikowane, to po co jeszcze bardziej komplikować je muzyką". Zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100% i przeniósłbym je na wymiar filmów czy gier, w prostocie siła.
____________________
GeeWhiz
|
^ do góry ^
|
|
sdr
|
napisany: 29.06.2016 21:16
|
|
szew
dołączył: 02.02.2004
posty: 1701
rp: 90261
|
GeeWhiz napisał: Nie rozumiem jednak fragmentu, jakoby w tych starszych odsłonach, np. Vice City, uwypuklając lata 80-te, twórcy nadto odbiegali od realizmu?
Być może niewystarczająco rozwinąłem tę kwestię Chodzi mi o to, że pewne zjawiska i trendy kulturowe przedstawione w grze, w świecie rzeczywistym mogły występować w różnych momentach danej dekady (np wspomniane lata 80.), niekoniecznie w jednym czasie. Natomiast dlatego, że były tak charakterystyczne dla swojego okresu, twórcy wybrali je wszystkie i wrzucili do jednego, stosunkowo krótkiego przedziału czasowego, w którym toczy się akcja gry (w tym przypadku rok 1986).
Absolutnie rozumiem, że taki zabieg podnosi atrakcyjność gry, sprawia, że może wywołać wiele pozytywnych skojarzeń, że przedstawiony świat wydaje się ciekawszy. Ale może jest ciekawszy aniżeli był w rzeczywistości?
____________________
sdr
|
^ do góry ^
|
|
GeeWhiz
|
napisany: 29.06.2016 22:26
|
|
soulja
dołączył: 08.03.2012
posty: 44
rp: 8651 skąd: Toruń
|
Okej dzięki za wyjaśnienie.
Wydaje mi się, że tutaj kluczowe byłoby kryterium "czasu" dokonywania się przemian kulturalnych/kulturowych. Odnosząc to naszej rzeczywistości, mógłbym się zgodzić w 100% z tym że, w ciągu kilku lat następują kolosalne zmiany, gdyby ktoś chciał stworzyć film/grę usytuowaną w XXI w. - miałby z czego wybierać. A niekoniecznie byłoby to zgodne z rzeczywistością panującą w konkretnym roku.
Tylko właśnie odnoszę wrażenie, że przemiany kulturowe i technologiczne, przebiegały w XX w. znacznie wolniej. To jest, w tym aspekcie niekoniecznie mogło to być niezgodne z rzeczywistością - pewne rzeczy były "trendy" w latach 80-tych i 90-tych, od początku lat 70-tych -> chociażby. Na dzisiejsze realia jest to niemalże niemożliwe.
Dodam od siebie jakieś przykłady. Moim zdaniem trendy w modzie. Marynarki dwurzędowe, pstrokate kolory, wspomniany przeze mnie pociąg do "twardych" narkotyków. Także poniekąd taka różnorodność gatunków muzycznych i grup skupionych wokół takich gatunków (pseudo-gangi) - dziś praktycznie nieistniejąca, bądź ostatecznie kończąca się na 2/3 grupach. Warto także zwrócić uwagę na filmy czy seriale kręcone w latach 70, 80-tych czy na początku 90-tych - by zaobserwować moim zdaniem w istocie niewielką przemianę kulturalną czy technologiczną -> przez pryzmat naszych czasów.
____________________
GeeWhiz
|
^ do góry ^
|
|
chaos
|
napisany: 08.01.2017 17:49
|
|
hustler
dołączył: 05.07.2006
posty: 683
rp: 80450
|
W końcu mam chwilę żeby dodać swoje trzy grosze w tym temacie. Będzie jednak krótko bo wyszedłem z wprawy. Ostatnio nie mam czasu na gry ani tym bardziej na pisanie.
Cenię sobie fabułę w grach. Im bardziej skomplikowana, mroczna i wielowątkowa tym bardziej wchodzę do tego drugiego świata. Dla mnie gra powinna być jak dobra ksiazka. Mówisz sobie że przeczytasz tylko pierwszy rozdział a kończysz nad ranem na ostatniej stronie. I zawsze zostaje niedosyt.
Dlatego na pierwszym miejscu w moim hall of fame stawiam GTA IV za niezwykle rozwinięty scenariusz. Piątka w sumie miała jeszcze więcej wątków, ale trudno mi się utożsamiać z tamtejszymi protagonistami i raczej nie pasuję do tego bardziej filmowego świata.
____________________
chaos
|
^ do góry ^
|
|
AnnaGracz
|
napisany: 01.09.2017 10:16
|
|
homie
dołączył: 01.09.2017
posty: 1
rp: 1651 skąd: Warszawa
|
Zgadzam sie z Chaosem ze gra powinna miec dobra fabule jak dobra ksiazka i wciagac. Jednymi z takich gier jest Mafia, Fallout itp jest fabula super, gra jest realna.
____________________
AnnaGracz
|
^ do góry ^
|
|
|