Odcinek 4
GTAthegame
autor: metzen · data: 09.03.2007
Noc była duszna i wprowadzała w dziwnie senny nastrój. Nikomu nic się nie chciało robić, panienki w nocnym programie wydawały się jakoś strasznie niemrawe, a piwo nie smakowało tak jak zwykle.
Renji Futaru podniósł się z krzesła, wyrzucił puszkę do śmietnika i podszedł do okienka swojego małego mieszkanka w Atlantic Queys. Uśmiechnął się do swoich myśli. Gdyby ten składzik na tyłach magazynu można by rzeczywiście nazwać mieszkankiem...
Coś tu nie grało. Przed molo stał jakiś wóz, lecz przez brudną szybę nie dało się określić marki. Opierając się o drzwi samochodu, stał nieznajomy - Ciężko było go rozpoznać, pewne były natomiast dwie rzeczy: Miał lewą rękę na temblaku i obserwował magazyn Renji'ego. Japończyk cofnął się od okna i sięgnął pod stół, po swój kij baseballowy. Po chwili zauważył jakąś sylwetkę zbliżającą się do drzwi. Zaczerpnął powietrza i podszedł do wejścia, spodziewając się, że zaskoczy napastnika. Ale to napastnik zaskoczył jego, bo wcale nie chciał wejść drzwiami. Chciał wejść oknem i tak też zrobił.
Deszcz szkła posypał się na podłogę, a niespodziewany gość, mężczyzna w czarnym garniturze i z kataną w ręku upadł miękko na podłogę, odbił się i na odlew ciął mieczem pozbawiając Renji'ego zarówno oręża jak i kilku palców. Futaru krzyknął, jego wrzask przerwał jednak kopniak w pierś wymierzony przez napastnika. Japończyk zachłysnął się i poleciał do tyłu wyrywając drzwi z zawiasów i wypadając razem z nimi na dwór. Poczuł jak ktoś ciągnie go po ziemi za włosy, podnosi i rzuca o kontener na śmieci. Uniósł głowę i przyjrzał się gangsterom. Tego, który nim rzucił znał z wczoraj - Był to ów utleniony blondyn, imieniem Harry. Gość z kataną stał z boku i patrzył na Renji'ego z dziwnym uśmieszkiem na ustach. Trzeci napastnik klęczał koło Japończyka i z pomocą grubego sznura unieruchamiał mu ręce i nogi. Dało się zauważyć, że był bardzo przystojny - Nawet pomimo przepełnionych zimnym okrucieństwem, czerwonych oczu.
Po chwili blondas także się pochylił i obandażował mu świeżo odcięte palce. Po następnej chwili przemówił znudzonym głosem:
- Pan Forelli zorientował się, że coś wczoraj kręciłeś i zażyczył sobie, żebyśmy cię dokładnie przepytali. Wystaw sobie, że uznałem to za bardzo dobry pomysł. Nie chce mi się zadawać zbyt wielu pytań, więc sugeruję, żebyś opowiadał sam.
- Akira Toshida i Tray Hawkins! - Zaskomlał Futaru. - Tak się nazywają dwaj, ale są jeszcze dwaj inni, naprawdę nie mam pojęcia jak się nazywają! Pojutrze dni chcą popłynąć do Vice kontenerowcem "Minute"! Skontaktowałem ich z kapitanem, więcej nie wiem! Przysięgam!
Ten z mieczem i przystojniak podnieśli go i skrępowanego przeciągnęli aż do mola. Blondyn został przy samochodzie, szukał czegoś w bagażniku. Po chwili podszedł do nich z workiem i kanistrem w ręce. Worek rzucił przystojniakowi, który z miejsca nałożył go Renji'emu na głowę i obwiązał wokół szyi.
- Swoimi... Zeznaniami zasłużyłeś sobie na szansę. - Usłyszał głos chudzielca i w tym samym momencie poczuł jak ktoś wylewa na niego jakąś ciecz, z zapachu dziwnie przypominającą benzynę.
- Jeżeli "dobiegniesz" do końca mola i wskoczysz do wody, może nawet przeżyjesz. - W tym momencie Renji usłyszał dźwięk zapałki pocieranej o draskę. - Jeśli spróbujesz zboczyć z trasy, zastrzelę cię osobiście.
- Biegnij. - Powiedział Harry Luca, po czym rzucił podpaloną zapałkę na Japończyka.
Noc była duszna i wprowadzała w dziwnie senny nastrój.
Dochodziło południe. Tray postanowił dotrzeć na miejsce umówionego spotkania piechotą, nie miał zresztą specjalnego wyboru - taksówkarze rozpoczęli strajk przeciwko usunięciu stacji Radio del Mundo, a komunikacja miejska protestowała przeciw bóg wie, czemu. Możliwe, że były to zbyt niskie pensje, możliwe, że to na znak solidarności ze świeżo zwolnionymi pracownikami promów. Tray'a to specjalnie nie interesowało, miał własne problemy na głowie.
Do Bedford Point zostało mu jeszcze przynajmniej dziesięć minut drogi, zdecydował się, więc jeszcze raz przeanalizować wydarzenia kilku ostatnich dni. Wydawało mu się, że moment, gdy znaleźli walizkę pełną kasy miał miejsce przynajmniej przed kilkoma laty - był tak odległy... Teraz jednak zdawał sobie sprawę, że powinni wtedy wyrzucić ten neseser do morza. Zaoszczędziłoby im to tylu kłopotów... I nie musiałby spotykać się z osobą, z którą się właśnie umówił.
Wszedł do umówionej kawiarni i od razu ją dostrzegł - siedziała w kącie popijając kawę, ze swoimi długimi, rozpuszczonymi blond włosami, ubrana jak zwykle w szarości. Tray westchnął i jeszcze raz przeklął się za to, że to z jego winy ten związek się rozpadł.
- Nathalie... Wyglądasz jak zwykle olśniewająco. - Wymamrotał podchodząc do jej stolika.
Rzuciła mu pełne gniewu spojrzenie swoich zielonych oczu.
- Mógłbyś mi wyjaśnić, czemu siedzę tu i czekam aż powiesz mi, co chcesz powiedzieć? - Zapytała z irytacją.
- Chcę uratować nam życie. Ale musisz mi pomóc.
- Ha! Powiedzmy, że cię wysłucham. Opowiadaj. - Odrzekła z niechęcią.
Tray opowiadał.
- Chcesz mi powiedzieć, że przez was, bandę kretynów muszę uciekać z miasta? - Zapytała próbując panować nad głosem.
- A mógłbyś mi jeszcze raz wyjaśnić, czemu JA też muszę zniknąć z Liberty?
- To pieniądze jakiejś mafii, będą ich szukać. A po drodze będą zabijać wszystkich, którzy mają cokolwiek wspólnego ze złodziejami. Czyli z naszą czwórką. - Odrzekł Hawkins. - Nie wydaje ci się, że tamten utleniony dupek nas podsłuchuje? - Zapytał po chwili patrząc przez ramię na gościa zajmującego jeden ze stolików w pobliżu.
- Popadasz w paranoję, zaraz wszędzie będziesz widział szpiegów. - Zadrwiła Nathalie. - W każdym razie oczekujesz, że skontaktuję się z moim kuzynem i załatwię wam miejsce na start w Vice? Chyba sobie żartujesz.
- "Nam", nie "wam". Zrozum... Mimo tego, co między nami zaszło, nadal mi na tobie zależy. Nie chcę, żeby jakiś mafiozo wyciągał z ciebie informacje o mnie poprzez tortury. Popłyń z nami - zrób to nie dla mnie. Dla siebie.
"Przemyśli to." Boże drogi, tu nie ma czasu na myślenie!
Tray kopnął ze złością jakiś karton, który zaplątał mu się pod nogi i skierował do drzwi klatki schodowej. Już chciał je otwierać, gdy usłyszał dźwięk otwieranego okna na parterze. Uniósł głowę i ujrzał twarz pani Barrow, emerytowanej policjantki, która - jak wierzyć plotkom - była w Tray'u zadurzona.
- Panie Hawkins! Panie Hawkins! - Zaskrzeczała staruszka.
- O co chodzi? - Zapytał, podejrzewając, że znowu zginął jeden z jej kotów i trzeba będzie go szukać po całej Aspatrii.
- Jacyś panowie do ciebie przyszli, czekają w mieszkaniu. Bardzo eleganccy, ale ja takich już widziałam. Gangsterzy pełną gębą. Lepiej niech pan idzie gdzieś indziej.
Tray zbladł. Spojrzał w górę i zaklął. Przez okno jego mieszkania wyglądał jakiś gość, lecz gdy tylko go zauważył, szybko odwrócił się i pobiegł w kierunku drzwi.
Ale Hawkins pędził już w kierunku Rockford. Jeśli ktoś zdołał namierzyć jego, to co dopiero resztę chłopaków...
Akira Toshida wyjrzał nerwowo na ulicę i zgasił papierosa.
- W sumie jak ty się tu tak szybko dostałeś? - Zapytał Tray'a. - Całe miasto jest sparaliżowane przez strajki, bez własnego wozu ciężko się poruszać po Liberty...
- Wypożyczyłem motorówkę w Rockford, boże, czy to istotne? - Odpowiedział szybko Hawkins. - Mnie można było powiązać z tą sprawą tylko poprzez twojego "luz kolesia", który tak wspaniałomyślnie załatwił nam wejście na statek! To znaczy, że musimy stąd spływać, czym prędzej, zaraz mogą się tu pojawić jacyś gangsterzy...
Urwał, widząc bladość, jaka wstąpiła na twarz jego przyjaciela.
- Tylnym wyjściem. Szybko.
Wybiegli na ulice Hepburn, przelecieli przez teren nowych apartamentowców jak ścigani przez stado niedokarmionych lwów i już po chwili dopadli schodów prowadzących na stację kolejki podmiejskiej. Co prawda pociągi same w sobie kursować nie mogły, bo nie miał ich kto prowadzić, jednak torów zawsze można było użyć jako szybkiej drogi przemieszczania się ponad zatłoczonym miastem. Po kilkunastu minutach byli już ponad Trenton i zwinnie zeskoczyli na dach jednej z fabryk. Robili to nie pierwszy raz.
Wydostali się z terenu zamkniętego i dalej pognali w kierunku Atlantic Quays. Wkrótce dotarli tam gdzie chcieli, do magazynu usytuowanego na samym skraju dzielnicy.
Naturalnie był to jeden z tych dni, kiedy nic nie szło po myśli Tray'a. Zamiast Renji'ego Futaru korzystającego z dnia wolnego i oglądającego u siebie filmy pornograficzne znaleźli teren zabezpieczony taśmami, radiowóz i dwóch sennie przechadzających się gliniarzy.
- Hej, coście za jedni? - Krzyknął jeden.
- My... Jogging uprawiamy. - Zełgał Akira ciężko łykając powietrze.
- To joggingujcie się gdzie indziej sczeniaki! - Odpowiedział drugi policjant.
- A... Co się tu stało? - Zapytał siłując się na zdawkowy ton Hawkins.
- Nie wasz interes.
- Ale... - Ripostę Tray'a przerwał dzwonek jego telefonu.
- O co znowu chodzi? - Warknął nieprzyjaźnie do słuchawki.
- Pa... Pan Hawkins? - Dał się słyszeć głos kapitana kontenerowca "Minute". - Wystąpiły pewne... trudności i... eem.. Musimy wypływać za godzinę. Niech pan się pospieszy jak chce zdążyć.
Hawkins skamieniał. Ton kapitana wcale mu się nie podobał. Zapewne, dlatego że to był ton człowieka, któremu ktoś przystawia spluwę do skroni - i to niekoniecznie w przenośni.
- T... Tak, postaramy się być p... punktualnie. - Wykrztusił. Rozłączył się i rzucił swojemu kompanowi pełne lęku spojrzenie.
- Dzwoń po chłopaków, za pół godziny mają już tu być. Ja muszę... zapalić. - Powiedział. - Niech Mike weźmie walizkę - Dodał tak, żeby żaden z obserwujących ich stróżów prawa nie dosłyszał.
CDN
Materiał pochodzi ze strony https://www.gtathegame.net
Oryginał znajdziesz pod adresem https://www.gtathegame.net/?nr=64