Odcinek 3
GTAthegame
autor: metzen · data: 02.03.2007
Doki w Portland widziały wiele. Strzelaniny, demonstracje, zamachy, egzekucje, transakcje narkotykowe - To był dla tego miejsca standard, coś tak wpisanego w życie mieszkańców jak nowy odcinek jakiejś telenoweli, puszczany każdego popołudnia. Port, wielokrotnie demolowany podczas wojen gangów był wciąż i wciąż odbudowywany. Musiał być, bez niego Liberty City nie mogłoby normalnie funkcjonować.
Tray i Akira wysiedli z taksówki. Dzień był zimny i wietrzny, nieprzyjemny. Weszli na teren doków i skierowali się w stronę magazynów.
- (...) - Krzyknął Toshida do jednego z pracowników siedzących koło wielkich, drewnianych skrzyń. Wołany, Renji Futaru, był naturalnie również Japończykiem, znajomym Akiry ze studiów.
- (...)? - Zapytał Renji.
Tray’a zawsze irytował fakt, że gdziekolwiek nie pojawił się razem z Akirą, był zmuszony do wysłuchiwania długich, monotonnych dialogów w języku, którego ni w ząb nie rozumiał.
- Postaraj się skupić na celu naszej wycieczki, mało mnie interesują super kolekcje azjatyckich pornosów twoich kumpli. - Mruknął cicho. Akira tylko uciszył go gestem.
- (...)? - Spytał się.
Futaru widocznie się zasępił, po chwili jednak jego twarz rozpromienił uśmiech.
- (...)! - Powiedział pracownik doków.
- Co on do diabła mówi? - Tray powoli tracił panowanie nad sobą.
Akira spojrzał na niego i uśmiechnął się.
- Że za 3 dni popłyniemy do Vice jako dostawa ryżu.
Tray był z natury człowiekiem nieufnym. Nie podejrzewał, co prawda listonosza o masowe morderstwa i biednego sąsiada o pedofilię, ale zawsze był w stanie rozpoznać oszusta. Tym bardziej go zmartwiło, że takowym był bez dwóch zdań Renji.
- Przesadzasz. - Stwierdził Akira wysłuchawszy zwierzeń przyjaciela. - To luz kolo.
- Może, ale coś mi się w nim nie podoba... Sam nie wiem.
Wyszli ze stacji metra w Rockford. Tray rzucił okiem na ciągle wyburzane pozostałości Fort Staunton, zniszczone w zamachu terrorystycznym przed rokiem i klepnął Akirę lekko w ramię.
- Ja spadam, muszę coś zrobić. - Powiedział. - Poinformuj chłopaków o wszystkim... Mam nadzieję, że nie będą robić problemów.
- Spoko, to nie idioci. Wyjaśnię im, o co chodzi...
Renji przełknął ślinę. Stał na parkingu, przed Marco’s Bistro w Saint Mark’s i nie był pewien, czy to, co chce zrobić jest do końca słuszne. Wydarzenia ostatnich kilku tygodni stanęły mu jak żywe przed oczyma. Potrzebował pieniędzy.
Wspiął się po schodach i zatrzymał przed drzwiami do restauracji. Zapukał i nerwowo się obejrzał. Otworzył mu jeden z ludzi pana Forelli’ego, Pepper. Wyglądał gorzej niż zwykle - wydawał się strasznie wychudzony, a jedno oko miał podbite.
- Dzisiaj nieczynne. - Rzucił od niechcenia Pepper.
- Wiem, ale...
- Co ale? W ogóle, coś ty za jeden? I czego chcesz?
- Rrenji. Mm... Mam informacje...
- Aaa. Jesteś informatorem. - Stwierdził odkrywczo gangster.
- Tt... Tak. Właśnie...
- To może wpadnij kiedy indziej. Szef jest wściekły. Straci... liśmy
sporo kasy ostatnio, a nikt nie jest w stanie namierzyć gości, którzy
ją przejęli. Mimo iż sporo wydali.
- Ja... Właśnie w tej sprawie. - Powiedział Futaru.
Gangster spojrzał na niego z politowaniem.
- Zdajesz sobie sprawę, że jak szefa nie zadowolą twoje informacje, skończysz raczej marnie? - Zapytał.
Renji nie zastanawiał się nad odpowiedzią. Zdecydował już. Musiał spróbować. Podniósł głowę i energicznie przytaknął.
Pepper westchnął i poprowadził Japończyka na dół, do gabinetu Bossa. Lekko zapukał i szybko się oddalił. Po chwili drzwi stanęły otworem, a Renji został wciągnięty do środka przez parę silnych rąk, należących zapewne do jednego z osobistych ochroniarzy pana Forelli’ego.
Futaru wyprostował się i rozejrzał. Gabinet w zasadzie nie zmienił się od jego ostatniej wizyty. Biurko jak zwykle przywalone było toną papierów, a na ścianach wisiały portrety poprzednich szefów rodziny. Boss siedział na swoim okręcanym fotelu i przeglądał jakąś teczkę. Miejsce naprzeciw biurka zajmował nieznany Renji’emu gangster, ekstremalnie chudy blondyn z ręką na temblaku. Obrzucił on kapusia obojętnym spojrzeniem i wrócił do obserwowania swojego wypełnionego winem kieliszka.
Forelli uniósł głowę znad papierów i utkwił oczy w Japończyku.
- Mów. - Rozkazał swoim nieprzyjemnym głosem.
- Prawdopodobnie wiem, kto ma pańskie pieniądze. - Zaczął Renji. - Kilku gości... Zdaje się, że studentów. Nie znam imion, ale wiem, że za... 4 dni będą wypływać do Vice City. Podsłuchałem jak dwóch załatwiało to z kapitanem statku...
Forelli rzucił szybkie spojrzenie temu chudemu i spytał:
- Czy to na pewno wszystko, co chcesz nam powiedzieć?
- T.. Tak.
Mafiozo otworzył szufladę, wyciągnął z niej zwitek banknotów i rzucił je Japończykowi.
- Dziękuję, naprawdę dziękuję... - Ukłonił się Futaru i wyszedł.
Boss milczał przez chwilę.
- Harry, jeśli dałbyś radę... - Rzekł w końcu.
- Załatwione. - Skomentował chudzielec sięgając po kieliszek.
- Co z nim zrobić po przepytaniu pozostawiam twojej inwencji twórczej. Ale lepiej żeby spotkał go jakiś tragiczny wypadek.
Harry skinął tylko głową i zamoczył usta w winie.
Zapłonęły bladym światłem pierwsze latarnie uliczne. Poranny wiatr ustąpił miejsca duchocie, męczącej mieszkańców Liberty już od kilku wieczorów. Tray skończył się pakować i padł na fotel. Ręką wymacał pilota i włączył pierwszy lepszy program.
"Polecamy Punk Noodles, najlepsze na śniadanie dla twojego..."
Następny program.
"A teraz wracamy do Liberty City Survivor..."
Następny program. Wszystko powoli rozpływało mu się przed oczyma.
"Czym jest miłość w najgorszym mieście Stanów? ..."
Hawkins zamrugał i podniósł się na nogi. Wyłączył TV i sięgnął po swoją komórkę. Odnalazł numer, którego szukał na liście znajomych i nacisnął na zieloną słuchawkę.
- Nathalie? Proszę, nie rozłączaj się... Musimy pogadać.
- Niby, o czym? - Odezwał się kobiecy głos w słuchawce. Głos przepełniony gniewem.
- Popełniłem błąd. I obawiam się, że możemy za niego słono zapłacić. Moglibyśmy się spotkać i pogadać w cztery oczy? Błagam. Zależy mi na tym jak na niczym innym.
CDN
Materiał pochodzi ze strony https://www.gtathegame.net
Oryginał znajdziesz pod adresem https://www.gtathegame.net/?nr=63